Maniacka dziesiątka 2008
Poznań – Malta 15.03.2008r.
Relacja ta będzie się nieco różnić od innych, bowiem nie biegłem, a fotografowałem i supportowałem
IV Maniacka Dziesiątka to bieg masowy na dystansie 10 km organizowany od 3 lat przez Klub Biegacza Maniac z Poznania na terenach wokół jeziora Maltańskiego w Poznaniu. Już od wielu lat w Poznaniu, przy coraz liczniejszej frekwencji podczas październikowego Poznań Maratonu, mówiło się o tym, że brakuje też – szczególnie wiosną – krótszych biegów (10 km, półmaraton) organizowanych na tak wysokim poziomie jak sam maraton. Tym oczekiwaniom wyszli na przeciw Maniacy skupieni wokół osoby Artura Kujawińskiego „Artiego” – prezesa KB Maniac. Konsekwentnie trzymając się zasady profesjonalizmu, stworzyli w Poznaniu bieg na 10 km, który na przestrzeni 3 lat stał się największą „dychą” pod względem ilości uczestników w całej zachodniej Polsce. Stało się to dzięki stawianiu potrzeb biegacza na pierwszym miejscu, dobrej lokalizacji startu i mety nad jeziorem Maltańskim, atestacji trasy (co wbrew pozorom jest bardzo ważnym czynnikiem branym pod uwagę przez amatorów chcących pobić własne życiówki), pomocy finansowej sponsorów i władz miasta, dobrej reklamie i słynnym już pięknym medalom.
Tego też spodziewałem się po IV Maniackiej Dziesiątce. Ponieważ przed miesiącem doznałem
ciężkiej kontuzji stawu skokowego, po raz 4. z rzędu musiałem odpuścić start w rodzimym mieście, tu nad Maltą, gdzie tyle km wybiegam na treningach. Na miejscu byłem kwadrans po 7 rano – postanowiłem, że jeśli nie biegnę, to mogę pomóc w organizacji biegu, a potem na trasie robić foty naszym klubowym fajterom. Od razu zostałem zaangażowany do stawiania barierek przed metą, wieszania bannerów reklamowych, ustawiania sceny, oznaczania km i innych. Było to bardzo ciekawe, ponieważ pierwszy raz miałem okazję widzieć niejako od
kuchni jak robi się tak duży bieg. Dopiero ok. godz. 10 dało się zauważyć, że zjeżdżają biegacze i w biurze zawodów coraz więcej ludzi odbiera numery startowe i chipy. Muszę podkreślić, że orgowie spodziewali się rekordowej frekwencji i równie profesjonalnie przygotowali się na to, dzięki czemu rejestracja szła naprawdę bardzo sprawnie, a ludzie nie czekali dłużej niż 5 minut. Ze swoim stoiskiem pojawił się sam Jurek Skarżyński, a przy hangarach i mecie rozstawiły się firmy ze sprzętem sportowym, tworząc takie małe Expo. Poza tym, że czas mierzony był profesjonalnie za pomocą systemu Champion Chip, sama oprawa mety była bardzo widowiskowa. Dwie dmuchane bramy, kolorowe bannery, spiker, scena – tak powinno być zawsze i nawet nie chcę porównywać Maniackiej do powiewającej PRLem organizacji biegów TKKF-owskich.
Po godz. 10 w biurze zawodów spotkałem już Sławka, a niedługo potem Czarka, którzy mieli być jedynymi reprezentantami HKS Hades na Maniackiej. Czarek chciał zejść w okolice 48 min, Sławek twardo obstawał przy treningowych 52 min. Jak się okazało, chwilę później przybył Łukasz Grabowski (nasz klubowy sprinter), więc ostatecznie w barwach Hadesa wystartowało 3 zawodników. Zamknęliśmy w aucie wszystkie rzeczy i poszliśmy w okolice startu, który usytuowany jest na wysokości stoku narciarskiego. Tam spotkaliśmy panów obsługujących armatę, której wystrzał punktualnie o 12 rozpoczyna Maniacką Dziesiątkę. Do biegu została ponad godzinę, którą spędziliśmy na pogaduchach w ciekawym – pustym zimą – barze nad jeziorem, gdzie Sławek robił za barmana;-) Od samego rana po deszczowej nocy mocno wiało i było pochmurno, co nie wróżyło rekordu trasy poniżej 31 min. Na szczęście przed południem niebo się zaczęło rozjaśniać, lecz wciąż wiatr potęgował odczucie zimna. W okolicach startu z aparatem i kamerą krążył znany wszystkim z biegów w Trzemesznie i Toruniu słynny spiker – Wasyl. Poza tym podczas biegu miał zostać rozegrany konkurs na najciekawsze przebranie, toteż dało się zauważyć różne ciekawe stroje. Mój znajomy z Kościana – Malinowy wybrał wersję rydzykofana, co zobaczyć możecie na fotkach. Uścisnąłem dłonie chłopakom i ruszyłem do amfiteatru, żeby zająć dobre miejsce oddalone od startu o ok.300 m. Głośny huk armaty dał znak, że prawie tysiąc biegaczek i biegaczy (wg orgów murowany rekord frekwencji) ruszył na trasę. Naprawdę wspaniale jest zobaczyć taką masę ludzi szczęśliwych i biegnących w Poznaniu. Od początku na przodzie dominowała dwójka Michał Bartoszak – Andrzej Krzyścin, którzy nie oddali prowadzenia do samego końca i w takiej kolejności wpadli na metę. Po tym tłumie startujących przeniosłem się w okolice mostku nad Cybiną, gdzie było b.dobre światło do fotek i z daleka widać było, kto wybiega zza zakrętu. Nie można nie pochwalić Maniaców za zorganizowanie niesamowitej oprawy biegu. Nigdzie indziej w Polsce nie spotkałem się ani też nie czytałem, żeby na całej (!!! – a nie tylko przy mecie)trasie biegu wzorem maratonu berlińskiego ustawione były zespoły rockowe. Wyobraźcie sobie, że wokół Malty grało równocześnie 10 zespołów…i naprawdę co 500 m dostajecie mega powera w nogach dzięki ostrym rytmom. Nic tylko naśladować!!!
Na 5 km najpierw pojawił się Łuki, który pobiegł wolniej niż zamierzał (wcześniej deklarował okol. 37-38 min.), ale narzekał na goleń u nogi. Dalej był Czarek, już szerzej uśmiechnięty – wywnioskowałem więc, że zaatakuje swoją świeżą życiówkę z Gdyni i depnie mocniej, ile fabryka dała ostatnie 5 km. Parę chwil później, kiedy biegacze biegli w wyraźnych grupkach, na podbiegu pojawił się Sławek. Szczery uśmiech uspokoił mnie, bo martwiłem się, żeby się mu nie odezwała kontuzja. Wiedziałem, że skoro teraz jest dobrze, to może jeszcze z minutę urwie z tych założonych 52 min.
Następnie poszedłem na metę zlokalizowaną prawie w tym samym miejscu, co meta Poznań Maratonu. Po drodze, gdy zbiega się z okolic źródełka w kierunku hangarów, czadu dawała grupa z Gimnazjum nr 23, znana już z poznańskich maratonów (tzw. „Antoninkowo-podbiegowa grupa wsparcia”). Zdążyłem w sam raz na finisz zwycięzców. Niestety wiatr był silniejszy i mimo chwilowego przejaśnienia i silnego słońca, Bartoszak i Krzyścin nie zeszli poniżej 31 min. Od 40. min. na metę wbiegało już naprawdę sporo zawodniczek i zawodników. W końcu jest Łuki z nową życiówką klubu – ok. 42-43 min. !!! Brawo Łuki!!! Potem wpada Czarek z poprawioną życiówką i drugim miejscu w klubie – ok. 44’50”. Z początku treningowe założenia odłożył trochę na bok Sławek i też zszedł poniżej 50 min., osiągając okolice 49’30”. To dobry prognostyk na wiosnę, kiedy to zarówno Czarek jak i Sławek planują powalczyć na dystansie królewskim!
Piękne medale z wygrawerowanym cytatem na rewersie zawisły na szyjach chłopaków i poszliśmy oddać chipy. Po drodze udało się jeszcze zrobić zdjęcie z Panem Prezydentem Frankiewiczem, który też pokazał dzisiaj, że po niedawnym sukcesie wejścia na Aconcaguę (6962 m) wraca do wysokiej formy biegowej. Powiedział nam, że w tym roku spróbuje pobić na Poznań Maratonie swoją życiówkę.
Po posiłku i szybkim przebraniu rozjechaliśmy się do domów. Można jeszcze wspomnieć, że biegacze to naprawdę uczciwi ludzie, o czym przekonał się Czarek na parkingu (ale szczegóły zostały utajnione).
Co tu dużo mówić – wspaniała impreza, niesamowita oprawa, profesjonalna organizacja i rekordowa frekwencja. Znowu Poznań pokazuje, że to tu biegacze czują się najlepiej. A nasi fajterzy pokazują, że Hades umie powalczyć także u siebie!
Dzięki Panowie za świetnie spędzony czas i gratuluję ukończenia biegu i nowych życiówek!
Oficjalne wyniki (Champion Chip):
Miejsce / Nazwisko / Imię / M-ce w kat. / Półmetek / Czas netto / Czas brutto
242 Grabowski Łukasz 19 00:20:34 00:42:54 00:43:02
324 Marczak Cezary 78 00:22:15 00:44:40 00:44:51
530 Jenek Sławomir 145 00:25:15 00:49:05 00:49:27
Na koniec kilka statystyk:
– bieg ukończyło 861 zawodniczek i zawodników
– do rekordu trasy (30:59) zabrakło 1 min. 37 sek.
– najrówniej z naszych zawodników pobiegł Czarek, prawie perfekcyjnie równo
– BNP zrobił sobie Sławek
– nowa klasyfikacja klubowa dystansu 10 km wygląda następująco:
1. 00:42:54 Łuki 2008 IV Maniacka Dziesiątka
2. 00:44:40 Czarek 2008 IV Maniacka Dziesiątka
3. 00:45:29 Bartas 2005 Śrem
4. 00:45:34 Sławek 2006 II Maniacka Dziesiątka
5. 00:45:45 Hoffi 2007 XIV Bieg Niepodległości-Góra
Marcin Hoffmann „Hoffi”