Kompas AR 2008 – finał AR Cup 2008
Relacja z trasy Profi
Konrada Rochowskiego( HKS HADES II)
Piątek rano. Jakimś cudem udaje mi się spakować dosłownie wszystko ( nawet z wodą) i wpakować na rower. Jeśli przetrzyma podróż do pracy z tym wszystkim, to z pewnością nic nie ma prawa się stać z nim na samym rajdzie. Później jeszcze podjazd na Kościelną, tam się pakujemy do Astry. Potem jeszcze „szybka” zmiana opon i w drogę. Podróż bez większych problemów, trasa mija całkiem przyjemnie. Końcówka jedynie dość emocjonująca, bo GPS pokazuje drogę pośród niczego, ale udało się i około 23 jesteśmy w bazie. Szybka rejestracja, jemy coś i kładziemy się spać. Pozostałe 2 teamy docierają do bazy koło 1. Rano przygotowujemy przepaki i chyba pierwszy raz nie muszę się spieszyć w obawie, że czegoś nie zdążę zrobić. O 8 odprawa, dostajemy mapki. Wszystko ładnie rozrysowane, zapowiada się mocna łydka. Już 9, więc czas na 8 kilometrowy prolog.
W Trailrunningu postanowiłem sobie za cel przebiec w miarę równo bez szarpania, mając w pamięci skręconą kostkę z Czernic 50m po starcie. Cieszyłem się przede wszystkim, że nie podpaliłem się na końcówce biegu, bo wówczas najłatwiej sobie coś naciągnąć. Biorąc pod uwagę przewyższenie, ciągłe podbiegi i ostre zbiegi oraz mój stopień wybiegania, to czas niezły. Raz mi tylko lekko siadła psycha jak mi Paweł powiedział, że biegniemy 14 minut, gdy mnie się wydawało, że to już około pół godziny. Piotr pobiegł znacznie szybciej niż ja, przez co do pierwszej ekipy na Profi MM traciliśmy na starcie AR 12min, a tuż za nami startowali Bartek z Pawłem, którym to uciekaliśmy przez całą drogę.
Pierwsze 10km z momentem zawahania i straconymi kilkoma minutami Pokonaliśmy w bardzo mocnym tempie. Trochę szutru, błota, asfaltu, drogi w remoncie i już wpadamy do pierwszej strefy zmian. Przebieramy w ekspresowym tempie buty i z dwoma ekipami, które dogoniliśmy, ruszamy na jezioro. Przed nami 10km ostrego wiosłowania. Słońce pięknie grzeje, widoki wielobarwnych drzew okalających jezioro próbują nas wyraźnie rozleniwić i zachęcają do kontemplacji przyrody w ciszy i spokoju. Tymczasem my cali mokrzy, bo wiatr nieźle hula raz z wiatrem, raz pod wiatr zaliczamy punkty w zatoczkach i przy ujściach rzek. Co jakiś czas wleje nam się jakaś fala do środka urozmaica tą rajdową sielankę. O ile ekipy za nami nas nie doganiały, o tyle te przed nami uciekały w zastraszającym tempie i z 10 sekund przewagi na początku po 12km wiosłowania zrobiło się 15min!!! Wiosła i kajaki mieli te same, znaczy się po prostu więcej pary nam trzeba, a nie kupować super wiosła.
Dość mokrzy kończymy wreszcie kajaki i przebierając buty wskakujemy na rowery. Bartek i Paweł wyszli na brzeg w momencie naszego wyjazdu z strefy zmian. To nas jeszcze bardziej mobilizuje do mocnego naciskania na pedały. Początek tego etapu to prawie sam asfalt z dwoma( celowymi) wyjazdami za mapę. 2 zawahania jednak kosztują nas kilka minut. Na punkt przy leśnej mogile mijamy już się z naszymi, a na kolejnym pk przy mostku nad rzeczką jesteśmy już razem. Do następnego pk, który rozpoczyna odcinek specjalny udaje nam się odskoczyć. Piotr robi mi tunel, a ja robię wszystko, by nie odpuszczać jego koła. Na dawnej stacji kolejowej spotykamy naszego dzielnego fotografa, który pstryka nam zdjęcia. Czas na OS. Trasa po dawnej linii kolejowej mocno daje w kość. Jest wyjątkowo nierówna, miejscami solidnie zarośnięta, lub niczym piaskownica. Wreszcie docieramy do zadania specjalnego nad Drawą. Czeka nas tu kilkunastometrowy most linowy z rowerami. Kiedy ja się podpinam ekipa przed nami właśnie odjeżdża. Jest szansa ich trochę podgonić, więc sprężamy się jak możemy na moście, tylko pedały się plątały w linę w dość upierdliwy sposób. Znowu na odcinek specjalny i dalej rowerem po wertepach. Dalej trochę asfaltem, polnymi drogami po mocno pofałdowanym terenie. Ja już powoli mam dosyć roweru i marzę o odcinku pieszym. Piotrek pcha mnie pod górki, by nie zwalniać tempa. Ma facet niesamowitą moc! Już lecimy do końca etapu, gdy nagle coś powietrze z przedniego koła Piotra postanawia się ulotnić. Na szczęście przednie koło. Szybka wymiana dętki i po 2 minutach lecimy dalej. Chwilę później jesteśmy na kolejnej strefie zmian w bazie zawodów.
Ekspresowa zmiana obuwia i małe uzupełnienie kalorii. Doganiamy ekipę przed nami i razem z nimi wychodzimy na ZS, tor sprawnościowy. Piotrek zgubił gdzieś bułkę, co trochę mu obniżyło morale, ale na szczęście tylko na chwilę. Tor bez większych problemów, jedynie przejście na rękach drabinki było nie lada wyzwaniem na tym etapie zawodów. Czas na ostatnie 15km pieszo. Do pierwszego pk większość biegniemy. Mijamy po drodze zwycięzców, którzy już zdążają na metę. Pierwszy pk nad jeziorem trochę na około. Kolejny też szybko zaliczony, choć przy pierwszym rozwidleniu tabliczka „parking leśny 1,5km” trochę nas zmyliła. To właśnie tam Paweł z Bartkiem stracili szanse na dogonienie nas, choć mieli zaledwie 300m straty do nas. Przyszedł czas na chyba najtrudniejszy wariant tych zawodów. Próbujemy się wbić we właściwą przecinkę, ale przestaje pasować kierunek. Spotykamy chłopaków z teamu Bolek i Lolek, z którymi wciąż się mijamy od początku etapu. Idziemy razem już tylko kierując się azymutem. Jednak niedaleko punktu chłopaki odbijają prosto w bagno, a my pierwsi dopadamy ostatni pk. Tam szybka kontrola wyposażenia obowiązkowego i z animuszem biegiem na metę. Nagle stwierdzam brak busoli. Znowu drogi się trochę nie zgadzają, więc wylatujemy na pole. Kilka razy orientujemy się na gwiazdy by wyłapać północ. Na końcówce nasi towarzysze z Bolek i Lolek uciekają nam. Chwilę później już jesteśmy na mecie. Czas 8 godzin i 30 minut. 7 miejsce. Jest super! 12 minut po nas finiszują Paweł z Bartkiem. Marcinowi i Basi niestety nie udaje się do mety.
Prysznic i zakończenie, po którym prawdziwy bankiet. Jedzenie rewelacyjne. Bigos, karkówka z grilla, sałatki, kiełbasy, ciasta, napoje izotoniczne, słowem wszystko, o czym się marzy całą trasę rajdu.Pogaduchy do późna i zdjęcia z wszystkich edycji AR Cup 2008 sprawiają, że mimo zmęczenia kładziemy się spać grubo po północy.
Rano pobudka, pakowanie i równie szybki powrót do Poznania za wyjątkiem korków związanych z poznańskim maratonem.
Kompas AR okazał się bardzo sympatycznym rajdem. Kilka godzin naprawdę intensywnego AR w przepięknej jesiennej scenerii kaszub i naprawdę dobra organizacja pozostawią z pewnością dobre wspomnienia z Drzewiny. Na koniec dziękuję Piotrowi za wspólny start na trasie oraz Przemowi za transport i super zdjęcia.
Konrad Rochowski